Szaleństwo króla i jego nowego sposobu myślenie nabyte na Rusi, ujawniło się w pełni po powrocie z wyprawy. Bolesław widział na Wschodzie zupełną uległość ludu i duchowieństwa ruskiego władcom świeckim. Naturze Bolesława odpowiadała taka służalczość poddanych, jaką cechowała się dusza ruska. Chciał prawdopodobnie widzieć taki stan również w Polsce. Model ten nie odpowiadał jednak polskiej naturze, która jest „demokratyczna” - jak napisze później A. Mickiewicz - i nie znosi niewolniczego traktowania. To właśnie zaogniło spór między królem a narodem, którego obrońcą stał się biskup Stanisław.
Po powrocie król szaleje, tak przeciw niewiastom, które upadły, jak i przeciw żołnierzom -dezerterom. Nie miał względu na nic. Było to wynikiem świeżego pomyślnego obrotu rzeczy przy wyprawie na Ruś (i osadzeniu tam swoich przyjaciół), oraz nowego sposobu myślenia o swej władzy i swoich poddanych. Żołnierzy karał surowo jako dezerterów. Niektórzy płacili śmiercią, inni więzieniem a wszyscy utratą majątków. Niewiasty, którym nawet właśni mężowie przebaczyli, król karał z osobliwym okrucieństwem. Kazał, bowiem odbierać im dzieci, które się urodziły z grzesznych związków, a do piersi przystawiać im szczenięta. Niewiasty te, bowiem uważał za niegodne, aby karmić płód ludzki, lecz najwyżej psi, bo zapominając o swej ludzkiej godności, nad prawo Boże i godziwe związki małżeńskie, wyżej postawiły grzeszne związki cielesne ze swymi sługami. Dzieci zrodzone z tego grzechu, dawał do karmienia sukom, których szczenięta odebrał. Wyroki takie kazał wykonywać okrutnie i bez cienia litości. Chciał być surowym mścicielem zdrady małżeńskiej, ale nieludzko poniewierał, godnością kobiet i matek.
To zachowanie króla, budziło odrazę. Ale ohydniejsze było to, że sam król oddaje się grzechom, które potępia u innych i grzeszy publicznie. Zbrodnie króla i ucisk ludu zmuszają znów Stanisława do obrony prawdy i przywrócenie wolności uciśnionym niesprawiedliwie. Może tak Bóg zrządził, że biskup Stanisław urodził się i rządził Kościołem Krakowskim, w tym czasie, aby odważnie walczyć w obronie tych, którzy sami siebie obronić nie mogli? Król Bolesław odrzuciwszy od siebie słuszność, sprawiedliwość, i wstyd, a idąc ciągle drogami zepsucia, stał się dla wszystkich stanów nie do zniesienia. Gnębił bogatych, poniewierał ubogich. Doszedł do takiej próżności, że tym, co do niego się udawali ze sprawą, tylko przez posłańców dawał odpowiedź. W swojej tyranii, zapędzał się tak daleko, że nie starał się zachować nawet pozór religii chrześcijańskiej. Zdaje się, że wyczerpał wszystkie możliwości występków tak przeciw Bogu, jak i dla pokrzywdzenia ludzi. Wpadł również w pewnego rodzaju rozpacz i zobojętnienie na wszystko. Pozbawiony dyscypliny wewnętrznej, popsuty przez poprzednie powodzenie, stał się bardzo gwałtowny i apodyktyczny. Przy wymierzaniu kary, wielu bez sądu i wysłuchaniu obrony - skazywał na śmierć. Okrutne i natychmiastowe wyroki wydawał tak na sprzeciwiających mu się rycerzy jak i na niewiasty, które rodziły „dzieci grzechu”. Ustanowieni przez króla urzędnicy i jego siepacze, byli również jak władca niemiłosierni. Nic też dziwnego, że wielu pokrzywdzonych, coraz częściej zwracało się do biskupa Stanisława, błagając o ratunek i obronę. Wobec takiego stanu rzeczy, biskup krakowski musiał zareagować na bezbożność króla, który się nie krępuje w obrażaniu Boga i ludzi. Widział również, że władca zdecydował się pójść drogą, która jemu samemu i Królestwu przyniesie zgubę, wszystko, bowiem znalazło się w zamieszaniu i rozluźnieniu takim, iż wydawało się zarażone najgorszą chorobą. Biskup Stanisław widział również, że wszyscy powołani do tego, boją się stanąć w obronie prawa Bożego i ludzkiego. W tej sytuacji, sam jeden, po raz drugi udał się do króla z prośbą i napomnieniem.
Upór króla, jego mściwość i złe wpływy przyniosły opłakane skutki. Bezradny Biskup Stanisław, zmuszony był sięgnąć po broń ostateczną - wyłączył Bolesława ze społeczności wiernych. Liczył przy tym na opamiętanie, nawrócenie i miał nadzieję z powrotem przyjąć do Kościoła, tego, którego musiał obłożyć klątwą. Takie surowe wystąpienie wydawało się konieczne, gdyż złe postępowanie chrześcijańskiego władcy, było bardzo zgubnym przykładem dla całego narodu. Nie spory polityczne, lecz sprawy wiary i moralności stały się powodem tego zasadniczego sprzeciwu. Król Bolesław i jego podstępni doradcy, jak się wydaje, traktowali Biskupa jak przeciwnika politycznego i chętnie nazywali go „zdrajcą”. Było to jednak błędne i bardzo szkodliwe dla samej sprawy, gdyż nie pozwalało uchwycić sensu tego sporu w całej prawdzie i wyciągnąć poprawnych wniosków.
Bolesław, pogardzając jak źdźbłem Mieczem Kościoła, którym mu groził Biskup, zaślepiał swój umysł taką głupotą i tak grubą warstwą ciemności, iż sądził, że miecz materialny, jaki miał do dyspozycji - to jest siła jego władzy - wyniszczy zgodnie ze swoją wolą, każdy sprzeciw i wszystkie prawa niezgodne z jego. Pomimo klątwy, uczęszczał dalej na nabożeństwa kościelne. Widział to Stanisław i cierpliwie czekając, cierpiał. Kiedy się jednak przedłużył ten stan nieznośny, wydał rozporządzenie księżom, aby nie sprawowali Służby Bożej w tym czasie, gdy król przyjdzie do świątyni. Uparty jednak w swoich złych zamiarach Bolesław, nie dawał się odwieść - choć wielu rozsądnych radziło mu to - od żądzy zadania śmierci Stanisławowi biskupowi. Zwracając przeciw Kościołowi miecz swojej potęgi, chciał Bolesław wywrzeć na nim swą zemstę za to, że odważył się mu sprzeciwić. Jest rzeczą pewną, że ani król, ani jego, niegodziwi doradcy i żołnierze, którzy zgodzili się dokonać zbrodni - jakby nie mając rozumu ani oczu - nie rozważyli, jakie ona za sobą pociągnie klęski i burze.
Informacja pochodzi ze strony: http://www.skalka.paulini.pl/page,20.html